Wczoraj nie mialam sily , oboje z mezem chodzilismy jak ,, zombi '' . No ale od poczatku .
W srode Brenda obudzila nas przed siodma . Dyszala i wolala na dwor . Domyslilismy sie , ze zaczal sie porod . Tysiace razy czytalismy jak i co , no ale oczywiscie oboje zaczelismy okupowac internet , bo wiedzy nigdy za wiele . Jako , ze sa jesienne ferie, a my oboje w domu wiec podeszlismy do tego lajtowo - pisza , ze to moze byc nawet 36 godzin - OK mamy czas . Zabralismy sie za zwykle obowiazki - Maz na dworzu cos tam maluje i przycina, ja w domu pichce i piore . I tak zlecial nam caly dzien . W miedzyczasie mierzylismy jej temperature - spadala ksiazkowo . Wieczorem maz wyszedl po raz nie wiem ktory z Brenda na dwor i zaraz wrocil po latarke. Pytam go po co - a on, ze chce cos zobaczyc . Wrocil i mowi, ze chyba jej wody odeszly , bo schody sa mokre . Ok , czyli to juz chyba niedlugo . Usiedlismy na sofie, kawa w reku - oki, to bedzie dluga noc . Nie wiem co lecialo w telewizji, ale bylo juz ok.12tej - Brenda zaczela nas zaczepiac . Wzielismy to za zwykly objaw , zapewne kaze nam isc do lozka, bo ona tez chce juz spac . Robi tak zawsze kiedy siedzimy za dlugo przed TV. W koncu dala nam spokoj , odeszla do kojca , a maz wstal do kuchni . Mija kojec i EUREKA !!!! Ona rodzi, cos lezy oboj niej !!!! Wyskoczylam jak z procy, hop do kojca ( ma 3m2 powierzchni ) i widze , jak Brenda rozrywa jakis czarny worek a z niego pojawia sie szczeniaczek . O Jezu pomyslalam - to moj pierwszy raz . Oczywiscie panika , rece sie nam trzesly obojgu . Tomek lapie za nitke, ja sciskam pepowine, Brenda lize malucha, potem wazenie, cyk fotka maluch do mamuski , no i zapisywanie wszystkiego . Waga, godzina urodzenia 23.45 , plec, kolor wstazeczki , odruchy, ssanie , stan zdrowia , lozysko , imie ... wszystko co potrzebne . No i wypieki na twarzy . Oj to bylo cos. Nasza pierwsza sunia przyszla na swiat . Potem srednio co dwie , co godzine przychodzily kolejne szczeniaczki . Brenda byla bardzo dzielna, czasami kwilila, czasami wrecz wyla. Ale zachowywala sie jak wzorowa matka. Wcale nie bylismy jej potrzebni do pomocy . JA tylko przystawialam maluchy do sutkow, aby od razu zaczynaly ssac siare. W miedzyczasie polegiwalismy na zmiane na sofie, ale jak tylko zaczynalam przyspiac Tomek krzyczal ,, nastepny !! '' no i znowu bylismy na rownych nogach . Po 7 rano przyszedl ostatni dziewiaty szczeniaczek . Mielismy 6 suczek i 3 pieski . Caly przebieg porodu zostal zarchiwizowany , szczetnie opisany . Brenda lezala spokojnie , karmila . Uznalismy , ze to juz koniec. Ja mialam w planie sie chwile przespac , bo o 10tej obiecalam znajomej , ktora podczas porodu dostala wylewu , ze jej pomoge w domu tego dnia. Mialam byc na 10ta , wiec mialam chwile , zeby domyc z krwi dlonie, ubrac sie, wypic kolejna - nie wiem juz ktora - kawe i cos zjesc . Wyszlam z domu i kazalam mezowi sie choc troche przespac . Juz teraz byly bezpieczne, mamuska je karmila . Wyszlam przed dziesiata . Co chwila sie kontaktowalismy i wszystko wygladalo ze jest w najlepszym pozadku . Po trzech godzinach wracalam do domu . Kupilam pizze, bo nie mialam glowy ani sily do robienia czegokolwiek na obiad. Marzylam tylko o jednym - polozyc sie do lozka . Mialam zrobic wieksze zakupy , ale wszystko wyparowalo mi z glowy . Jak weszlam do domu i zobaczylam cala te ferajne az serce mocniej mi zabilo. Ale najbardziej zaskoczyla mnie Brenda. Wyskoczyla z kojca gubiac po drodze swoje malenstwa i zaczela sie ze mna witac. Tomek powiedzial, ze bardzo na mnie czekala . Po jakims czasie maz pojechal do pobliskiego miasteczka cos tam kupic w sklepie malarskim . Zostalam sama, zmeczona, marzaca o lozku . Nagle pare minut po trzeciej Brenda zaczela dyszec , spinac sie - ja wpadlam w panieki ,, co sie dziej do jasnej anielki ????? '' . Wskoczylam do kojca, poodklejalam od niej maluchy , jeden skurcz, drugi i Brenda urodzila kolejnego malucha. Po ponad 8 godzinach !!! Juz sam widok worka plodowego przekonal mnie , ze cos nie jest tak. O Boze, tylko nie to !!!! Pomoglam rozrwac worek , wyciagnelam malucha - przelewal mi sie przez rece . Byl cieply , ale wiotki . Osuszylam malucha i od razu zaczelam go masowac , podajac Brendzie do lizania. Nie reagowal, nadal byl wiotki , usteczka i nosek byly szare, wrecz sine , a jezyczek wystawal zwiniety w trabeczke. Nie zyje , tak jak pisza w ksiazkach , w niecie - czesto sie zdaza, za po kilku godzinach rodzi sie ostatni i zazwyczaj martwy . Polozylam go na bialym reczniczku , owinelam, jak nalesnik ... mowie do Brendy ze jej malenstwo nie zyje . Ona patrzy na mnie wylupiastymi oczami , nie wie co sie dzieje, a ja pytam Boga czemu wlasnie mnie sie to musialo przytrafic . I mysle co mam dalej zrobic , w co go zapakowac , czy czekac na meza, gdzie go pochowamy . o Jezu dlaczego................. miliony mysli w ciagu krotkiej sekundy . Po chwili jednak wpada skads we mnie mysl - nie, nie oddam cie tak latwo. Chwytam zawiniatko i glowa w dol bujam nim z calych sil jak chustawka. Gdzies... kiedys o tym czytalam, sama nie wiem gdzie i kiedy . Zero reakcji . Powtarzam czynnosc .... kolejny raz i kojelny . Po minucie, moze dwoch slysze jakis odglos, zagladam - z noska wydostaja sie biale banki . Wycieram nosek , dmucham do otwartego pyszczka, masuje psiaka i potwarzam czynnosc w nieskonczonosc . Brenda patrzy i nie wie co sie dzieje. A ja powtarzam czynnosc i powtarzam. I w koncu slysze , ze maly zaczyna sapac , ze sie porusza. Przestalam nim bujac , masuje mocniej, podaje Brendzie do lizania , wkladam maly palec w pyszczek, zeby zaczal ssac . maly zaczyna po woli sie poruszac . O Jezu mysle, pomoz mu . Kaze Brendzie polozyc sie, przystawiam malca do sutka jednoczesnie masujac . Chyba ma jeszcze zatkany nosek , bo nie moze skoordynowac ssania z oddychaniem. Biore go znowu na dlon i masuje , dmucham delikatnie w pyszczek o podsuwam palec. Zaczyna po woli ssac. Oddaje do Brendzie- ona zalatwi juz reszte. Po kilku minutach lizania malec robi sie naprawde ruchliwy , zaczyna ssac sutka. Niemoc opadla z mojego ciala. Zaczelam sie trzas . Dalam rade , zyje i mam nadzieje ze zyc bedzie. To ona , malutka ...dalam jej na imie Alba . Dopiero teraz zobaczylam ze jest za pietnascie czwarta. To trwalo cale 15 minut, od momentu porodu . Wzielam telefon, zadzwonilam do meza. Nie mogl uwierzyc ...kazal mi sie uspokoic i polozyc . Zreszta ja nadal tez nie moglam uwierzyc . Tearz juz wiedzialam, dlaczego Brenda tak sie cieszyla na moj widok, kiedy wrocilam. Ona chyba czekala z tym na mnie . Czekala z urodzeniem malucha.
Dzisiaj obudzilam sie jak wrak . Nerwy zrobily swoje. Boli mnie wszystko - nawet miesnie w posladkach . Zadne przeciwbolowki mi nie pomagaja. To nerwy i spiecie, jakiego doswiadczaalam prze cala poprzednia noc i wczorajszy dzien. Chodze jak pokraka, nawet siedziec nie moge. Wiem ze to minie, najwazniejsze ze z nasz DZIESIATKA wszystko w pozadku . Najmlodsza odrabia zaleglosci w ssaniu. Jest tak zaborcza, ze od momentu urodzenia nie przestaje ssac. Wrecz bije sie o cyca z rodzenstwem. Jest cudna. Wszystkie sa cudne. Dar narodzin jest czyms wspanialym, wyjatkowym - nie tylko u ludzi.
No a teraz jak juz wszystko opisalam moge je pokazac . Moja szczesliwa DZIESIATKA . Chwilami leza jedne na drugich , wpychaja sie pod mamuskie . Ale sa chyba szczesliwe . Chce Wam przedstawic : Anike , Adora , Azire , Astora , Alune , Aphie , Alanye , Arube ,Argo i Albe herbu Vind fra Hallingskarve .
A teraz ide cos zjesc i chyba zrobie sobie goraca kapiel . Maz mowi, ze ma mi to pomoc - goraca woda rozpusci kwal mlekowy , ktory odlozyl sie w moich miesniach .
Milego popoludnia i spokojnego weekendu . Ania
Wiesz co czytam tą Twoją relację i płaczę jak dziecko!!!No nie mogę tak się wzruszyłam.Czytając Twoją relację,czułam Twoje emocje.Ależ miałaś przeżycia,jesteś niesamowita,że tak dzielnie ratowałaś malucha.Wiesz,on chyba powinien zostać już z Wami na zawsze:)Bo w końcu gdyby nie Ty,toby go nie było.A Brenda prawdziwa bohaterka!!!Sporo się namęczyła bo i dzieciaków ma dużo.Tym radość większa:)Niesamowitą mieliście przygodę.Teraz faktycznie powinniście odpocząć i nacieszyć się maluchami bo na zdjęciach wyglądają rozkosznie!!!
OdpowiedzUsuńNo popatrz Betko... nawet myślimy tak samo ;-)))
UsuńAniu - to znak ;-)))
Bardzo sie cieszę!!!! Wzruszyłam się czytajac to wszystko. Odwaliłaś kawał dobrej roboty, bo Alba żyje dzięki Twojej wytrwałości Aniu:))) Podejrzewam że mała psina ze wstążeczką w kratkę to Alba?
OdpowiedzUsuńAleż musicie być szczęśliwi...
Śliczne psiaki i taka wzruszająca historia.
OdpowiedzUsuńJejku jak ja bym chciała być na miejscu Twojego męża i tam leżeć z nimi. Psiaczki są tak kochane, że brak mi słów. Wycałowałabym te pysie. Ale wypisuję ...., cóż kocham pieski i kropka. Piękna historia!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam-D.
Ależ ja się płaczliwa zrobiłam ;-))))
OdpowiedzUsuńAniu... wzruszyłam się niezmiernie... nosa wycieram, w literki próbując trafić ;-)))
Chcieliście sobie zostawić jednego maluszka... Myślę, że ten maluszek nieświadomie sam Was sobie wybrał... Razem z Brendą dałyście tej małej życie ;-)))
Nie wiem czy potrafiłabym się tak zachować, zareagować...
Jestem pełna podziwu dla Ciebie...i ciesze się jakby to były moje własne psiaczki ;-)))
Gdyby nie fakt, że moją miłością są owczarki niemieckie i gdyby nie to, ze żyjąc na walizkach psiaka mieć nie mogę... to pewnie zapisałabym się na listę po jednego ;-)))
Odpocznij... Odpocznij - należy Ci się :*
Pozdrowienia dla Całej rodziny - dwó- i czworonożnych jej członków ;-)))
O Boże! pieski są cudne, prawdziwa z Ciebie bohaterka, i literatka. Przeczytałam wszystko i normalnie byłam przy tym porodzie, pod koniec poleciała mi łezka, a na końcu się uśmiałam jak opisywałaś zakończenie całej akcji. Gratuluje Wam obojgu i życzę wytrwałości, pozdrawiam Beata:))
OdpowiedzUsuńGratuluję, przede wszystkim wytrwałosci, gratuluje sił i ...Wam i Brendzie pięknych szczeniaczkow. Są sliczne,..czytajac Twój opis, poplakalam sie....niesamowicie piszesz. Takich rzeczy takich histori i wydarzen sie nie zapomina. Gratuluje Wam raz jeszcze, życzę wszystkiego co najlepsze..I dobrze, że macie juz za sobą...Teraz będzie już tylko lepiej. Sciskam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńGratuluję maluszków! Cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło i udało Ci się uratować sunię. Miała z Wami zostać. Moje wczoraj skończyły 3 tygodnie a mam wrażenie jakby wczoraj się urodziły. Nie ma na świecie nic piękniejszego od narodzin. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło się zrobiło, gdy przeczytałam komentarz od Ciebie. Z przyjemnością poczytam wcześniejsze Twoje wpisy na blogu.
OdpowiedzUsuńO rany, wzruszylam sie! Medal dla Ciebie za uratowanie szczeniaczka. Nie wiem czy ja bym potrafila. Tak sie ciesze, ze walczylas. Powinna Alba zostac z Wami :) Piekna jest cala 10-tka :) Gratululacje!
OdpowiedzUsuńDroga Aniu! Czytam Cię od dłuższego czasu ale nie komentowalam ale dzisiaj muszę ! Tak mnie wyruszyłas! Piękne widowisko które moge sobie tylko wyobrazić Jestem pełna podziwu dla Brendy i dla Ciebie! Twoje pieski stały mi sie bliskie przez Twoja opowieść ;) szkoda ze mieszkamy w innych krajach bo pewnie bym błagała o jednego! Zostaje tu na zawsze! Pozdrawiam Mad_zia
OdpowiedzUsuńAnia, ale z ciebie bohaterka! W takiej chwili nie straciłaś zimnej krwi, walczyłaś o Tę Małą jak lwica! Jestem pod wielkim wrażeniem Twojej determinacji.Dowiodłaś, że nigdy, ale to nigdy nie wolno się poddawać ani tracić nadziei. Serce mi rośnie czytając Twoją historię:))) A szczeniaczki z Brendą cudowne:)))
OdpowiedzUsuńWzruszająca opowieść i piękna fotorelacja; przeczytałam od razu, gdy zobaczyłam tytuł na moim blogu. Brenda bardzo dzielna, ale z Ciebie prawdziwa bohaterka. Zachowałaś zimną krew i uratowałaś maleństwo. Podziwiam szczerze, opłaciło się czytanie wszelkich dostępnych informacji na temat porodu. Chyba mało kto potrafił by uratować pieska. Masz teraz bardzo liczną, słodką rodzinkę :):)
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam spokojnego wieczoru i pozdrawiam cieplutko.
Najwspanialszy widok na świecie!
OdpowiedzUsuńCo za emocje! Nawet nie wyobrażam sobie, co musiałaś czuć. Walczyć o takie maleństwo i wygrać! Jestem pełna podziwu!!!
OdpowiedzUsuńOjej...................
OdpowiedzUsuńCzytałam z zapartym tchem! Niesamowicie się wzruszyłam... Kochana, jesteś wielka!!!!!
Szkoda, że tak daleko mieszkamy od siebie, bo z chęcią przygarnąłabym szczeniaczka od takiej mądrej suni jak Twoja... :)
...a to ostatnie zdjęcie mnie rozwaliło!!!
Kurcze, ale im wszystkim dobrze.............. :)))
O kurcze, Aniu, jesteś wielka!!!!!!! Mam ciarki na całym ciele i oczywiście łezka mi się w oku zakręciła :) Poradziłaś sobie doskonale. Jestem pełna podziwu! Jestem po wielkim wrażeniem! Jestem... zazdrosna :) To musi być cudowne. One są takie maleńkie, takie słodkie :) A szczęśliwa mama taka piękna, spokojna. No to teraz się zacznie ;)
OdpowiedzUsuńJa również podziwiam! Ostatnie zdjęcie wymiata!:)
OdpowiedzUsuńO Jezuniu! Udzielilo mi sie troche:) i powrocila moja trauma z pracy na erce dzieciecej.Swietna z Ciebie akuszerka.Bedziecie mieli wesolo z tymi maluszkami:)
OdpowiedzUsuńCudnie, gratulacje!
OdpowiedzUsuńBravo, bravo, bravissimo!!!!! :) Hej maluchy, witajcie. Niech was 4 łapki szczęśliwie niosą przez świat.
OdpowiedzUsuńZamawiam jednego :) Kapitalne są :)
OdpowiedzUsuńAneczko Ty moja dzielna kobieto! Gratuluję całej i zdrowej 10! Wspaniale to opisałaś, ciepło, z miłością i troską. A tym heroicznym wyczynem odratowania Alby, po porstu zwaliłaś mnie z nóg! Brawo! To najlepszy dowód, że nie wolno się poddawać. Jesteś cudowna. :))
OdpowiedzUsuńOdpoczywaj teraz dużo, odeśpij stres i zmęczenie, bo ani się obejrzysz a maluszki zaczną tak dokazywać, że nie tylko Wy ale i Brenda będziecie uciekać! :))
Wielkie buziaki dla Ciebie i męża
Pa, Ewa
Kurs ratownictwa medycznego zaliczony na najwyższą ocenę z wyróżnieniem. Gratuluję :)
OdpowiedzUsuńJestem POD WRAŻENIEM ! Nigdy nie widziałam porodu w wersji psiej, już samo to wprawiło by mnie w osłupienie.....ale to jak uratowałaś życie 10 psiaka powaliło mnie na kolana ! Uwierz mi, że będę o Tobie i Twoim czynie głosić historie, bo jesteś moim przykładem na to, że nadzieja umiera ostatnia......Twoja nadzieja dała temu pieskowi życie:) Wielkie uściski i ......jestem za Candy, pod jakimkolwiek imieniem, Twoja walka z rakiem to też wielka nauka dla mnie:)
OdpowiedzUsuń