A teraz przyznam sie bez bicie - post lezal juz jakis czas w wersjach roboczych . Brakowalo tylko zdjec. Tylko.... latwo powiedziec . Nawet na to czasu nie mam. Wiec puszczam post prawie bez zdjec - a niech tam . A jak juz dojde do siebie to nie bede pisac nic tylko powstanie post z samymi zdjeciami . Obiecuje . Ale to juz po dwudziestym . No a teraz prosze.....
Mam manko w pisaniu , manko w spaniu , manko w opowiadaniu , manko w sprzataniu , manko w koszeniu trawy , manko w dbaniu o siebie , w prasowaniu ............ jest tego troche. Ah no i manko w odpoczywaniu :-(, bo pomimo , ze wrocilam z wakacji to ostatnio ciagle jestem zmeczona. Ale to minie . Nie mam tylko manka w czytaniu, bo od ostatnich tutaj bytnosci przeczytalam wszystkie dostepne w jezyku polskim ksiazki Åsy Larsson , Åsy Lantz , dwie ostatnie ksiazki Jø Nesbo . Nie mam tez manka w sadzeniu krzewow w moim ogrodzie ........ale po woli, po kolei .
Bo jak to OTTO spiewal ,, ...wakacje .... znow beda wakacje.... '' czekalam na ten dzien jak wariatka. A ze w tzw. miedzyczasie zrobily sie i u nas tropikalne upaly to czekanie to bylo wprost nie do zniesienia. Slonce palilo , pracowac sie nie chcialo . Coz , taka kolej rzeczy . Korzystalam wiec z kazdej okazji , zeby podsmazyc swoje cialo i przygotowac je na chorwackie promienie . Szlo mi calkiem niezle, bo Tomek powiedzial ,, to po co my mamy jechac do Chorwacji, skoro ty juz taka brazowa jestes '' . Chyba chcial zaoszczedzic hehe , ale sie nie dalam . Lezalam tak na tarasie i ukladalam plan na wyjazd, szykowalam liste zakupow w Polsce i czytalam jak glupia. Do swojego warsztaciku zagladalam tylko od czasu do czasu , bo malowac po prostu mi sie nie chcialo . Ale w jakis magiczny sposob powstala szafka telefoniczna, jaka zapewne kazdy z nas mial w domu w latach siedemdziesiatych . Jakaz ja jestem szczera - nie chcialo mi sie , ale taka jest prawda. Wlokl sie za mna jakis len, nie wiem sama czemu . Bogu dzieki , ze byly upaly , to trawa malo rosla i kosic jej trzeba nie bylo . Usychala na naszch oczach i nawet podlewanie nic nie dawalo. Ta nasza ziemia na kamieniach jak przeschnie to za pieruna wody nie wchlania. Plynie toto po niej jak po foli , i tyle. Wiec dalismy sobie spokoj . Mamy teraz czarne plamy i juz .
W ostatnim tygodniu przed wyjazdem bylam tak podekscytowana jak jakas dziewica. Jakkbym to ja nigdy w Cro nie byla . Ale ten wyjazd mial byc wyjatkowy . Mielismy wreszcie dotrzec na Peljesac i to z naszymi przyjaciolmi . Sami ,, starzy '' , zadnych dzieciakow , laba , luz , wino i spiew . I kurka wodna tak wlasnie bylo . Najpierw kilka dni na pomorzu , male zakupy , pakowanie i ..... nadejszla ta wielkopomna chwila - wyjazd . Przed nami bylo dwa tys km . Start mielismy niezly - bo juz po przejechaniu 20 km na obwodnicy trojmiasta stanelismy w korku i tak tkwilismy dwie godziny . szacuneczek dla panow poliscjantow , ze nie przyslo im do glowy zeby scholowac samochodzik na lewy pas :-( . Potem poszlo juz gladko - A1 , slask , winietki , Czechy , Austria , Slowenia ....non stop jazda , bo sie wymienialismy. No i dopadlo nas w Sloweni . Tomek juz usypial , jechal na czuja ( tak mowil , no i ze malo pamietal ostatnie km ) , wiec Gonia wsiadla jako kierowca . I tak sobie siedziala, od czasu do czasu wrzucajac na jedynke ;-( wrrr . Tomek obudzil sie po dwoch godziach prawie i pyta , ile juz przejechalismy - my na to , ze niecale trzy km !!!!!!! Wpadl w szal ? Nie skadze, po prostu zapytal ile do granicy i czemu nie szukamy alternatywnej drogi i innej granicy ???? O my dupki wolowe , pomyslalam. Mie wiem czemu . I nie wiem , dlaczego szlag nas nie trafil jak jeden gosc objechal sobie koreczek przez stacje benzynowa, wpasowal sie przed nas i powiedzial mile ,, sorrryyyy ''. Oj, tego juz mielismy dosc . Krotki czeking mapy ( starego atlasu ponad 10 letniego wrrrr ) , nastepny zjazd i chyc na inna granice, bo okazalo sie ze ten korek ma prawie 80 km . No to w takim tepie to my tu cale dwa tygodnie spedzimy , zamiast na Peljesacu .
I tu nas spotkala niespodzianka , bo chociaz Slowenia w Uni jest to i tak bez kontroli paszportowej i otwierania samochodu sie nie obylo . Coz , taki to ich urok tych Slowencow . Potem poszlo gladko , ale nie zadlugo . Bo juz w okolach Zagrzebia obie drogi sie zeszly i dojechali Ci z korka ze Sloweni . Szlo jak po grudzie, wiec zaraz za pierwszymi bramkami na autosradzie ostro zjechalismy na stacje beznynowa i rozbilismy oboz na trawniku . A co :-) . Polskie ogorki malosolne, ktore Gosia zakisila za piec dwunasta , kanapki ze sznycelkiem i blogie lenistwo . Nogi mialysmy spuchniete jak balony , a przed nami setki km drogi . Gdy ruszylismy w miare uplywu czasu i zjadrow na prawo i lewo autostrada pustoszala. Zastanawialam sie , czy na Peljesac tylko my jedziemy ????? Wszak , ze to koniec swiata , ale ...... . Prowadzilam ja , wiec za duzo sie nie rozgladalam . Pozatym znalam trase az do Splitu , ale Piotr strzelal foty ile sie dalo .
Gnalismy na zlamanie karku , bo chcielismy zdazyc na przedostatni prom . Byla tez alternatywa - jak nie zdazymy to jedziemy przez Bosnie . No ale znowu granica, znowu trzepanie , strata czasu..... . tak wiec gnalam i gnalam i nikogo za kierownice wpuscic nie chcialam . W Ploce bylismy 45 min przed odplynieciem . No to zadowoleni z siebie bylismy co niemiara, nawet czasu na foty starczylo. No bo przeciez pierwsze palmy ukazaly sie naszym oczetom :-P . Prom jak prom , pol godziny i bylismy w Trpanj . Fajna , mala , przytulna miescinka z chyba najlepsza pizza jaka jedlismy na polwyspie . Ciagle ja wspominamy . Bo nie tylko wlosi potrafia ja wypiekac , chorwaci tez sa w tym dobrzy . Jeszcze kupilismy pierwszy chlebek i po pietnastu minutach ukazal sie naszym oczom wyczekiwany , uteskniony , wysniony Dingac Borak . Podaje nazwe tej miejscowosci z wielka doza niepewnosci - czy powinnam . Powinnam wrecz napisac , ze jesli ktos dotrze do tunelu , a za nim zobaczy drogowskaz - nigdy .... przenigdy .... absolutnie nie wolno mu skrecac w lewo !!!! Najlepiej niech zawroci i pojedzie gdzies indziej . To raj , raj na ziemi . Wiocha nieziemska , na ktorej konczy sie droga , dalej juz nie ma nic . Miejsce dla takich nudziarzy jak my - tylko wino , cykady , wyjace nocami i podchodzace pod dom kojoty , dwie konoby z najlepszymi kalmarami na swiecie . Zyc nie umierac . No i dlatego nie chcialo mi sie wracac do tej mojej Norwegi . Mieszkalismy nad samym morzem , obok plarzy . Z domku byly schodki wprost na prywatna plazyczke , z ktorej mielismy zejscie do wody . Jardan - cieplutki , jak nigdy . chociaz czasami po poludniu fale byly jak na Havajach . I tu powinnam skonczyc i zatopic sie we wspomnieniach .
Minelo ponad pol godziny , moge pojsc dalej . Planow jako takich nie bylo, byl tylko Dubrovnik . i jako ze dnia czwartego miala byc pogoda w tzw. kratke - troche deszczu, troche chmur - postanowilismy wybrac sie na wycieczke. Troche ponad 100 km , to w koncu nie tak daleko . Wyjechalismy raniutko, ale w polowie drogi wpadlismy w korek , ktory dzieki Bogu rozladowala policja puszczajac nas gorska drozyna posrod winnic i laskow . Dubrownik - co tu gadac - piekny, dostojny . Chociaz oboje z Tomkiem stwirdzilismy , ze bardziej klimatyczny jest Split . Coz ilu ludzi tyle opini. Po wiecej info mozna przeczytac w wikipedia .
Caly Peljesac jest bardzo ciekawy . Miasteczko Ston posiada taki ,, europejski - chinski '' mur . Nie bede sie o tym rozpisywac , zapytajcie doktora google . W okolicy sa hodowle ostryg . No i winnice.....winnice......oj, chyba sie zapedzilam. Tak , Dingac , Plavac to najpopularniejsze wina z tego regionu . Dingac byl dla mnie na ostry , za mocny w smaku , ale Plavac i Mali Plavac - w nich sie chyba zakochalam. I nie tylko ja . Biegalismy do sasiadow z trzy litrowa banka, ktora codziennie nam napelnial . Nie liczylam ile tego wina przelalismy , ale bylo tego troche . Idac dalej - Korcula - oj, bardzo podobna do Splitu - to taki Dubrownik w miniaturze . Ciasne uliczki , mnostwo sklepikow rekodzielniczych . No moglabym tam zamieszkac . Chyba skoncze z tymi opisami , zdjecia zrobia za mnie reszte - tylko w nastepnym poscie .
Fakt faktem , ze wyjezdzac nam sie nie chialo . I wiem jedno , za rok tam wracamy - bo nawet wentylator u wlascicieli apartamentu juz zostawilismy . Bywalismy juz w Chorwacji . Zachwycilam sie kilkoma miejscami , ale tam na Peljesacu znalazlam raj , raj na ziemi . Chociaz nie wiem, czy kazdemu by sie tam podobalo, bo to jednak nadal taki zapomniany kawalek Chorwacji. W wielu mijescach czas jakby sie zatrzymal na latach 60tych , jest mnostwo opuszczonych budynkow , czasami troche smieci , ale .............. dla mnie jest bomba . No i nie ma tych gwarow , jak nad polskim morzem czy innych duzych kurortach . Chociaz moja kochana siostrzyczka byla tez w Chorwacji kolo Zadaru i tez twierdzi , ze byla w raju . A ja mysle, ze kazdy z nas ma taki swoj raj gdzies na ziemi . Ba.... nawet kilka takich rai - rajow - czy jak to sie zwie . Bo ja czasami tez mowie , ze tu w Norge mam tez ten swoj raj na ziemi :-)
W drodze powrotnej z Polski do domu male zakupy - 20 krzakow aroni . Tak, wiem ze to zabronione przewozic do Norwegi krzewy z ziemia, ale tyle pisza o nas Polakach - przemystnikach ze postanowilam wiecej nie cierpiec za niewinnosc i tez cos przemycilam. A co .-) A ze ja dusza niespokojna jestem , to odpoczac Tomkowi dalam tylko dwa dni i od poniedzialku zaczelo sie kopanie i sadzenie . A ze ziemia norweska lekka nie jest , to potrzebny byl poltorametrowy lom o wadze 10 kg albo i wiecej . I wiecie co - i tak sie wykrzywil . Fakt faktem , ze aronie mialy rosnac rowniutko ale wyszlo jak zawsze - ze rosna w miejscu gdzie sie dalo wykopac dolek . Cale szczescie , ze nie mam w okolicy wscibskiego sasiada, ktory juz czeka z pytaniem ,, a dlaczego tak nierowno ????? '' . I oto wualla foty - jak to Tomek mowi dumny ze swojego nowego telefonu - w jakosci HD :-) - ale na to poczekac bedzie trzeba ;-P
Dobra , zanudzamy dalej . Lato sie konczy , a ja wciaz lapie ostatnie promienie slonca , chocby na stopach . Sofa z palet bardzo nam sie przydala w tym roku, bo lato mielismy juz od maja to trzeba bylo gdzies zlec nasze grzeszne ciala na sieste . tomek niejednokrotnie pochrapywal sobie wygodnie na tarasowej sofce popoludniami . I wciaz tam polegujemy poczytujach gazetki czy ksiazke. Ale to chyba ostatnie dni , kiedy mozemy z niej korzystac , bo jest coraz chlodniej. Pozatym popaduje non stop i latamy z tymi poduchami do domu i z domu . Co do promykow slonca , to Tomek przezywa powolne tracenie opalenizny jak przyslowioa mrowka okres . Jeczy , ze blednie i co on bidulek ma na to poradzic . Juz planuje kolejne wakacje hehe. Ale fakt faktem opalenizna zaczyna sie luszczyc . Szukam w sieci jak ja zatrzymac , ale to chyba niemozliwe . Smarujemy sie czym sie da, ale i tak sie luszczy . W Polsce pewnie zaczelabym chodzic na solarium, ale tutaj ??? Jak pomysle o lezeniu pod lampami piecdziesiatkami !!! ( dacie wiare ??? ) przez przynajmniej pol godziny to juz mam dosc . tak , tutaj sa inne przepisy i niedopuszczaja do powstawania raka skory. Wiec mamy tylko same przestarzale urzadzenia , na ktorych od lezenia dupa boli . Pol godziny minimum, zeby cos tam wzielo ??? Masakra . Ale znam takie psychopatki, ktore leza na nich caly rok na okraglo . Mozna ? Mozna , a co .
Boszeeee , moglabym tak dzisiaj pisac i pisac, tyle sie dzialo . Ale chyba juz skoncze . Oj , nie. Jeszcze jedno . W tym tygodniu odbedzie sie u nas Gjenbrukmesse na corocznym Fårefestival na kroty zjezdzaja sie ludziska z calej Norwegi . To taki festival , cos na podobienstwo naszych dozynek tylko ze u nas swietujemy zarzynanie jagniatek i zajadanie sie swietna jagniecina .Podczas wlasnie tego festivalu odbedzie sie wystawa , na ktorej ludzie moga sie dowiedziec ze rozne rzeczy mozna wykorzystac ponownie . I jako , ze juz mnostwo ludzi wie , ze przerabiam meble i rozne inne takie zostalam zaproszona . Bede miala swoje stoisko , na ktorym bede mogla pokazac / sprzedawac swoje przerobione klamoty . Uzbieralo sie tego ostatnio troche. Chce tez zabrac ze soba troche niegotowych rzeczy i je tam dokonczyc - taki maly pokazik . Malowanie , przecieranie , woskowanie , moze jakies napisy .... Zobaczymy co z tego sie wykluje . Zrobili nawet ze mna krotki filmik . I wlasnie z tego powodu nie spie, denerwuje sie i cale dnie spedzam na przerabianiu na nowe . A teraz koniec i basta . Bo przyznam sie bez bicia , ze po raz kolejny sklecam posta w przerwach w pracy juz od trzech dni . Mam tylko nadziej, ze rektor w szkole nie kontroluje naszego dostepu do sieci i nie sledzi czasu spedzonego na necie. Ja chyba juz wariuje, od tego czytania kryminalow hehe .
A jutro ............... jutro jade na biopsje....kolejna. Znowu cos znalezli w ilosci trzy sztuki . Trzymajcie kciuki :-)
Ania
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czytelnia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czytelnia. Pokaż wszystkie posty
środa, 17 września 2014
niedziela, 13 kwietnia 2014
O tym , ze pisac kazdy moze , a takze nowe poczynania
Ksiazki zajmuja w moim zyciu wazne miejsce. Jeszcze bedac nastolatka nie zwracalam uwagi na to co czytam, po prostu czytalam. Pamietam , jak moja babcia obdarowala mnie ksiazka ,, Piec lat kacetu '' a potem ,, Boso , ale w ostrogach '' Grzesiuka. Czytalam je z zapartym tchem nocami . I o ironio przez ,, Pana Tadeusza'' przejsc nie moglam. Zaczynalam go i zaczynalam .... i szlo jak po grudzie. Natomiast ,, Quo vadis '' czytalam bez przystanku, jednym tchem . Jedyna przerwe jaka robilam to wyjscie na siusiu , wlaczenie mojej lampki na ,, ala '' biureczku i jakas kanapke. Pamieam nawet jak wygladala moja lampka. Pamietam, bo wlasnie przechodzilam okres szydelkowania i drutowania. Zrobilam wtedy kilometrowego weza z roznych wloczek, wypchalam go wata i owinelam wokol nogi biurka , a potem przenioslam go na lampke . Zwisal dumnie tuz nad moja glowa. Milosc do ksiazek odziedziczylam chyba z genami po tacie, bo tylko Jego pamietam jak czytal. Sory mamus, ale twojego widoku z ksiazka w reku jakos sobie nie utrwalilam. Moze malas wtedy urwanie glowy z nasza trojka . Ksiazki w moim domu rodzinnym nie walaly sie tak, jak teraz w moim domu . Lezaly u rodzicow w sypialni, a reszta spoczywala sobie dumnie w tzw. schowku czyli spizarce na polpietrze . Pamietam, jak lubilam tam buszowac i wynajdywac stare ksiazki . Czesc nawet wykorzystalam do nauki, bo znalazlam tam podreczniki mojego ojca do nauki literatury. Bo przeciez wiadomosci na temat pisarzy raczej nigdy sie nie zdeaktualizuja . Za niejedno wypracowanie zostalam pochwalona, ale ja nie zdradzilam skad posiadalam wiedze .
I tak sobie cztalam i czytalam, az doszlam do momentu gdzie moje czytanie zaczelo przybierac dziwna forme. Bo oto zaczelam odkrywac ksiazki mniej lub bardziej interesujace. Autorow , za ktorymi wrecz przepadalam i - o zgrozo - nie moglam kupic polskiego przekladu . Bo akurat przetlumaczyli tylko jedna z jego ksiazek . Oraz autorow, ktorych po przeczytaniu jednej.... dwoch ... czasami trzech - skreslalam bezpowrotnie . Tak , wiem - jestem nikim - zeby osadzac . Ale chyba kazdy z nas ma prawo do krytyki oraz oceniania , przeciez nie mowie , ze od razu trzeba spalic ich na stosie . I choc czasami po przeczytaniu fragmentu czy tez recenzji mysle - OK to bedzie cos , to zdarza sie , ze po prostu sie myle .
Jakis czas temu, chyba bylo to w okolicach Bozego narodzenia wpadla mi w rece recenzja ksiazek Anny Ficner - Ogonowskiej . Pomyslalam - polska pisarka, mloda, prezna - czemu nie. Do tego taaaaakie recenzje ( Zmijewskiegi i Stenki ) . Kupilam jej trzy ksiazki ( Alibi na szczescie , Krok do szczescia i Zgoda na szczescie ). Trzy , pisane jedna po drugiej . Ci sami bohaterowie , te same miejsca .Czwartej jakos nie mialam odwagi kupic - byla , ze tak powiem ,, okazjonalna'' i ,, tematyczna '' , o Bozym Narodzeniu . Pomyslalam - najpierw zapoznam sie z tymi trzema pierwszymi ksiazkami a potem zadecydujemy . Pierwszy tytul przeczytalam - no nie powiem , ze z zapartym tchem, ale z zaciekawieniem . Ale z kolejnymi dwoma bylo juz trudniej. Autorce - tak mi sie wydaje - chyba zabraklo tematu do opisywania.....histori , ktora moglaby mnie urzec . Celowonie pisze ,, nas urzec '' bo byc moze Ktos oszalal na punkcie tych ksiazek . Wkolko to samo, opisywane milionem przymionikow , ktore nie wnosza do ksiazki nic intersujacego . Pojawiaja sie faky nowe - jak ciaza, nowe wyzwania w pracy , ale .... . No ale przebrnelam, bo chcialam znac koniec . Chociaz kazda ma swoj ,, koniec '' . Tomek mowil - po prostu przeczytaj kilka ostatnich stron, po co sie katujesz . Ale nie, nie ja . Dalam rade i powiedzialam sobie - nigdy wiecej, szkoda mojego cennego czasu , ktory wydrapuje pazurami Orfeuszowi . Jesli w ten sposob urazilam autorke lub jej czytelnikow - z gory przepraszam. Ale to tylko moj subiektywny osad . Moze dlatego , ze nie lubie dluuuugich opisow ,, opisow '' , ktore tak naprawde w tej ksiazce sa dublowane co jakies 10 minut . Sama nie wiem. Chyba juz wole po raz kolejny przeczytac ,, Bar przy plazy '' Cate Mccabe i dobrze sie potem poczuc .
Obecnie zafascynowala mnie Åsa Larsson, dunska pisarka. Pochlaniam jej ksiazki jednym tchem . Pisze troche schematycznie, zreszta jak wielu Skandynawow - czasy terazniejsze i powrot do przeszlosci. Ale tak umiejetnie to ze soba laczy , ze mrowie ,, przeklenstw '' w ksiazce tylko dodaje jej pikanteri, ale takiej w dobrym stylu . Ja moge polecic . Z czytym sumieniem .
A najnowszy nasz nabytek - ,, Dzieci z Bullerbyn '' Astrid Lingren . Starusie wydanie, wygrzebane w rodzinnym domu Tomaszka . To nasza , znaczy ,, z naszych czasow '' lektura obowiazkowa w klasie trzeciej . I tyle lat ma ta ksiazka. jest sfatygowana , ale zycie z niej nie uszlo :-)
Pozatym , czas feri nastal. Yipppi zaczelam cale 10cio dniowe leniuchowanie . Mam zamiar spac do ,, bolu '' czyli zapewne do siodmej.... moze osmej . Mam tylko nadzieje , ze pogoda nam dopisze , bo dzisiaj bylo 2 na minusie rano . Teraz swieci slonce , ale noce sa zimne . Wieje jakby sie ktos powiesil .
Moj Tomanio urodzil sie na Slasku . Wiec chyba kazdy wie , co najchetniej jadlby rodowity Slazak na niedzielny lobiod . Oczywiscie rolada slaska, kluski slaskie i modro kapusta. Powiem tylko jedno - teraz to juz moge polozyc kocyk na parapecie i wygladac przez okno , jak na slaska babe przystalo . Az mnie po raczkach calowal . Mysle , ze tesciowa bylaby ze mnie zadowolona :-)
I tyle gadania, teraz przechodzimy do czesci przyjemniejszej . Ukonczylam kilka mebelkow. Ale pokaze dzisiaj tylko jeden. Kredens . Dumnie powiedziane . Przywiezlismy go chyba dwa lata temu , z Oslo, od jednej znajomej . Byl pomalowany na szaro , ale nie wygladal zbyt dobrze . Pomyslalam - odswierze go tylko i bedzie OK . Postawimy go na dole, w goscinnej jadalni . I stal tak sobie , do momentu az doczekalismy sie szczeniakow . No i zaczelo sie. Najpierw Brenda kiedys przechodzac zawadzila jedne drzwiczki i odpadly . No a potem..... potem to ow kredens stal sie najlepszym schowkiem dla szczeniaczkow. Uwielbialy sie w nim chowac , ganiac po calym dole - no przeciez byly male :-D . Niesamowite jak wyglada dzisiaj .
Na reszte przyjdzie czas . Teraz ide poleniuchowac , a potem to sie zobaczy . Dzialka czeka. Podpalona zebrana trawa wlasnie konczy zywota . Reszte trzeba zebrac . Ale wiatr malo lba nie urwie . Pozatym musze przyciac troche krzewy . Duzo tego . Ale najpierw kawa , a potem obowiazki .
Milej niedzieli.
Ania
I tak sobie cztalam i czytalam, az doszlam do momentu gdzie moje czytanie zaczelo przybierac dziwna forme. Bo oto zaczelam odkrywac ksiazki mniej lub bardziej interesujace. Autorow , za ktorymi wrecz przepadalam i - o zgrozo - nie moglam kupic polskiego przekladu . Bo akurat przetlumaczyli tylko jedna z jego ksiazek . Oraz autorow, ktorych po przeczytaniu jednej.... dwoch ... czasami trzech - skreslalam bezpowrotnie . Tak , wiem - jestem nikim - zeby osadzac . Ale chyba kazdy z nas ma prawo do krytyki oraz oceniania , przeciez nie mowie , ze od razu trzeba spalic ich na stosie . I choc czasami po przeczytaniu fragmentu czy tez recenzji mysle - OK to bedzie cos , to zdarza sie , ze po prostu sie myle .
Jakis czas temu, chyba bylo to w okolicach Bozego narodzenia wpadla mi w rece recenzja ksiazek Anny Ficner - Ogonowskiej . Pomyslalam - polska pisarka, mloda, prezna - czemu nie. Do tego taaaaakie recenzje ( Zmijewskiegi i Stenki ) . Kupilam jej trzy ksiazki ( Alibi na szczescie , Krok do szczescia i Zgoda na szczescie ). Trzy , pisane jedna po drugiej . Ci sami bohaterowie , te same miejsca .Czwartej jakos nie mialam odwagi kupic - byla , ze tak powiem ,, okazjonalna'' i ,, tematyczna '' , o Bozym Narodzeniu . Pomyslalam - najpierw zapoznam sie z tymi trzema pierwszymi ksiazkami a potem zadecydujemy . Pierwszy tytul przeczytalam - no nie powiem , ze z zapartym tchem, ale z zaciekawieniem . Ale z kolejnymi dwoma bylo juz trudniej. Autorce - tak mi sie wydaje - chyba zabraklo tematu do opisywania.....histori , ktora moglaby mnie urzec . Celowonie pisze ,, nas urzec '' bo byc moze Ktos oszalal na punkcie tych ksiazek . Wkolko to samo, opisywane milionem przymionikow , ktore nie wnosza do ksiazki nic intersujacego . Pojawiaja sie faky nowe - jak ciaza, nowe wyzwania w pracy , ale .... . No ale przebrnelam, bo chcialam znac koniec . Chociaz kazda ma swoj ,, koniec '' . Tomek mowil - po prostu przeczytaj kilka ostatnich stron, po co sie katujesz . Ale nie, nie ja . Dalam rade i powiedzialam sobie - nigdy wiecej, szkoda mojego cennego czasu , ktory wydrapuje pazurami Orfeuszowi . Jesli w ten sposob urazilam autorke lub jej czytelnikow - z gory przepraszam. Ale to tylko moj subiektywny osad . Moze dlatego , ze nie lubie dluuuugich opisow ,, opisow '' , ktore tak naprawde w tej ksiazce sa dublowane co jakies 10 minut . Sama nie wiem. Chyba juz wole po raz kolejny przeczytac ,, Bar przy plazy '' Cate Mccabe i dobrze sie potem poczuc .
Obecnie zafascynowala mnie Åsa Larsson, dunska pisarka. Pochlaniam jej ksiazki jednym tchem . Pisze troche schematycznie, zreszta jak wielu Skandynawow - czasy terazniejsze i powrot do przeszlosci. Ale tak umiejetnie to ze soba laczy , ze mrowie ,, przeklenstw '' w ksiazce tylko dodaje jej pikanteri, ale takiej w dobrym stylu . Ja moge polecic . Z czytym sumieniem .
A najnowszy nasz nabytek - ,, Dzieci z Bullerbyn '' Astrid Lingren . Starusie wydanie, wygrzebane w rodzinnym domu Tomaszka . To nasza , znaczy ,, z naszych czasow '' lektura obowiazkowa w klasie trzeciej . I tyle lat ma ta ksiazka. jest sfatygowana , ale zycie z niej nie uszlo :-)
Pozatym , czas feri nastal. Yipppi zaczelam cale 10cio dniowe leniuchowanie . Mam zamiar spac do ,, bolu '' czyli zapewne do siodmej.... moze osmej . Mam tylko nadzieje , ze pogoda nam dopisze , bo dzisiaj bylo 2 na minusie rano . Teraz swieci slonce , ale noce sa zimne . Wieje jakby sie ktos powiesil .
Moj Tomanio urodzil sie na Slasku . Wiec chyba kazdy wie , co najchetniej jadlby rodowity Slazak na niedzielny lobiod . Oczywiscie rolada slaska, kluski slaskie i modro kapusta. Powiem tylko jedno - teraz to juz moge polozyc kocyk na parapecie i wygladac przez okno , jak na slaska babe przystalo . Az mnie po raczkach calowal . Mysle , ze tesciowa bylaby ze mnie zadowolona :-)
I tyle gadania, teraz przechodzimy do czesci przyjemniejszej . Ukonczylam kilka mebelkow. Ale pokaze dzisiaj tylko jeden. Kredens . Dumnie powiedziane . Przywiezlismy go chyba dwa lata temu , z Oslo, od jednej znajomej . Byl pomalowany na szaro , ale nie wygladal zbyt dobrze . Pomyslalam - odswierze go tylko i bedzie OK . Postawimy go na dole, w goscinnej jadalni . I stal tak sobie , do momentu az doczekalismy sie szczeniakow . No i zaczelo sie. Najpierw Brenda kiedys przechodzac zawadzila jedne drzwiczki i odpadly . No a potem..... potem to ow kredens stal sie najlepszym schowkiem dla szczeniaczkow. Uwielbialy sie w nim chowac , ganiac po calym dole - no przeciez byly male :-D . Niesamowite jak wyglada dzisiaj .
Na reszte przyjdzie czas . Teraz ide poleniuchowac , a potem to sie zobaczy . Dzialka czeka. Podpalona zebrana trawa wlasnie konczy zywota . Reszte trzeba zebrac . Ale wiatr malo lba nie urwie . Pozatym musze przyciac troche krzewy . Duzo tego . Ale najpierw kawa , a potem obowiazki .
Milej niedzieli.
Ania
poniedziałek, 25 lutego 2013
Den tapt tid .......
Czas tak szybko biegnie , sily wracaja no i chce nadrobic czas nie wiem sama po co . Krzatam sie , upycham jakies rzeczy , przenosze , przewieszam , maluje , szyje . Ale zapominam o sobie. Tylko maz jest w stanie mnie spowolnic . Zabronic tej ciaglej gonitwy nie wiadomo za czym . Slonce jest juz calkiem wysoko , zaglada nam do okien i mocno swieci do 17.30 . To niesamowite, bo oznacza , ze wiosna sie zbliza. Noce jeszcze zimne , - 10 to norma . Ale snieg w ciagu dnia znika po malu . Na szczescie nie pada. I niech tak juz zostanie . Mam nadzieje , ze nie bede musiala wykopywac borowek spod sniegu , Påske w tym roku bardzo wczesnie . Spedzimy ja chyba sami we dwoje , ale nigdy nic nie wiadomo .
Tyle sie dzialo, mam wreszcie co czytac . Mam ,, Chate '' Younga nareszcie , ale i mnostwo innych wspanialych ksiazek .Jest tego troche, bo zawsze zamawiamy na zapas - nigdy nie wiadomo kiedy odwiedzimy Polske . Pozatym wyszla juz tutaj w Norwegi ksiazka mojej przyjaciolki i jej corki ,, Den beste sommeren '' .Mam juz w domu jeden z pierwszych egzemplarzy , przyszedl poczta wraz z dedykacja od Moniki .Mam nadzieje , ze wkrotce ukaze sie takze polska wersja tej ksiazki . Napewno mnostwo osob na nia czeka . Monika pisze ja jeszcze , ale zapewne wkrotce pojdzie do druku . Najwazniejsze , ze polskie wydawnictwo tez sie nia zainteresowalo . Ta ksiazka to jedna z pamiatek po Natali , ale i poradnik - jak mozna przezyc ostatnie chwile swojego dziecka czy tez swojej siostry . To bardzo piekna historia . Jestem dumna , ze moglam w niej uczestniczyc . To takze czastka mojego zycia , mojej histori .
Tyle sie dzialo, mam wreszcie co czytac . Mam ,, Chate '' Younga nareszcie , ale i mnostwo innych wspanialych ksiazek .Jest tego troche, bo zawsze zamawiamy na zapas - nigdy nie wiadomo kiedy odwiedzimy Polske . Pozatym wyszla juz tutaj w Norwegi ksiazka mojej przyjaciolki i jej corki ,, Den beste sommeren '' .Mam juz w domu jeden z pierwszych egzemplarzy , przyszedl poczta wraz z dedykacja od Moniki .Mam nadzieje , ze wkrotce ukaze sie takze polska wersja tej ksiazki . Napewno mnostwo osob na nia czeka . Monika pisze ja jeszcze , ale zapewne wkrotce pojdzie do druku . Najwazniejsze , ze polskie wydawnictwo tez sie nia zainteresowalo . Ta ksiazka to jedna z pamiatek po Natali , ale i poradnik - jak mozna przezyc ostatnie chwile swojego dziecka czy tez swojej siostry . To bardzo piekna historia . Jestem dumna , ze moglam w niej uczestniczyc . To takze czastka mojego zycia , mojej histori .
Kilka tygodni temu trafil mi sie stary egzemplarz uszaka, taki z poczatku XX wieku . Byl w strasznym stanie , jakby go szczury obgryzly . Zewszad wychodzilo konskie wlosie , ktorym byl wypchany . Masakra po prostu , a oto on w calej swej okazalosci .
Napisalam ,, byl '' poniewaz juz tak nie wyglada .
Dotarly tez do mnie nareszcie koniki od Marty z bloga http://drewnianomi.blogspot.com . Sa wprost cudowne w swojej prostocie . Chce jej pomalowac , ale boje sie ze je sknoce . Jeszcze pobeda sobie takie naturalne , a jak mnie najdzie to zabiore sie do malowania i przecierania .
Wracam do zajec , moze wroce tu jeszcze na chwile , moze wstawie nowe zdjecia jak mi sie uda :-( . Ehhh , wciaz malo czasu , malo na wszystko .
czwartek, 7 lutego 2013
Liten tur med deg
Dni plyna jedna za drugimi , czuje sie coraz lepiej . Nie wiem, czy to zasluga mojego meza i tego ze jestem wreszcie w domu ..... caly czas . Czy tego , ze wreszcie zaczelam pozytywnie myslec . Ze zaczelam patrzec w przyszlosc . Ze zaczelam planowac . Ze wszystko po malu wraca do normalnosci .
Dzisiaj mialam mila wizyte jednej z kolezanek z pracy . Wizyta byla tym przyjemniejsza , ze ona miala takiego samego typu raka co ja , wiec mialysmy o czym rozmawiac . Zaczelam sie nawet smiac - wiec to chyba dobrze wrozy . No i w domu zagoscily calkiem wiosenne kwiaty - dostalam je od wszystkich pracownikow szkoly . To bardzo mile i powiem , ze to juz chyba trzeci raz . Ktos by powiedzial - ze wrecz nienormalne i niespotykane . Ale tutaj w Norwegi to rzecz na porzadku dziennym , kiedy ktos dlugo choruje . Na poczatku bylam zaskoczona calym tym zainteresowaniem , bo wiedziona nawykami z polski najchetniej zamknelabym sie w swojej skorupce i nie rozmawiala o tym z nikim . Ale w koncu okazalo sie , ze takie kontakty i zainteresowanie osob trzecich pomaga w chorobie . Ludzie , ktorzy wczesniej w szkole mowili mi tylko dziendobry - teraz pytali jak sie czuje ,co u mnie slychac i w czym moga nam pomoc . To bardzo mile i bardzo budujace . Dajace nowa wiare w ludzi .
W tak zwanym miedzyczasie bylismy na malej wycieczce . Troche sie odprezylam , choc nie ukrywam ze zmeczylam sie strasznie . Ale warta byla pieknych widokow . Po drodze zobaczylismy stacje benzynowa - zabytek. Nie wierzylismy wlasnym oczon , ze oni tego nie zdemontowali . No i oczywiscie musielismy to uwiecznic . Pozatym wlasciciel nadal prowadzil obok warsztat i restaurowal antyczne auta . Moj maz oczywiscie musial go o to wypytac , bo od miesiecy szuka takiego auta dla siebie . To jego nowy projekt - siedzenie miesiacami i dlubanie w takim staruszku , zeby potem wybrac sie ze mna na przejazdzke. Juz sobie wyobrazam siebie w takim aucie ....hehe .
No i jeszcze jedno - jest starusienki komplet mebelkow - antykow . Obecnie wyglada tak ...... wiem fatalnie . Ale dajcie mi troche czasu , a obiecuje ze zrobie z tego cacuszko .
A teraz maly powrot do wczesniejszych wpisow i musze to powiedziec - pisarko chyle czolo . Pani Grocholo - pomylilam sie i bije sie w piersi ze juz nigdy wiecej nie wypowiem sie o ksiazce zanim jej calej - powtarzam calej nie przeczytam . Fakt - poczatek byl nijaki , wrecz chwilami mialam wrazenie , ze autorka nie miala pomyslu na ksiazke i pisala ja z mysla , ze natchnienie przyjdzie z czasem . Musialam poczekac ponad 200 stron . Ale bylo warto . Budujaca opowiesc . Powinni nakrecic i ta ekranizacje . Po dwusetnej stronie przykleilam sie do ksiazki i czytalam ja prawie do drugiej w nocy . tak , byla w szpitalu i nikogo swiatlo nie razilo ;-) . Ta ksiazka jest tego warta . A moze tylko dla mnie ? Bo i ja mialam raka , bo i ja zaczynam sie starzec i niedawno dopiero odnalazlam swoja druga polowke ....... sama nie wiem. Ale polecam te ksiazke wszystkim . Houston mamy problem !!!
Ide zapalic swiece , ukroje ciasto , zaparze herbate i mam zamiar milo spedzic wieczor . I tego samego zycze wszystkim
Dzisiaj mialam mila wizyte jednej z kolezanek z pracy . Wizyta byla tym przyjemniejsza , ze ona miala takiego samego typu raka co ja , wiec mialysmy o czym rozmawiac . Zaczelam sie nawet smiac - wiec to chyba dobrze wrozy . No i w domu zagoscily calkiem wiosenne kwiaty - dostalam je od wszystkich pracownikow szkoly . To bardzo mile i powiem , ze to juz chyba trzeci raz . Ktos by powiedzial - ze wrecz nienormalne i niespotykane . Ale tutaj w Norwegi to rzecz na porzadku dziennym , kiedy ktos dlugo choruje . Na poczatku bylam zaskoczona calym tym zainteresowaniem , bo wiedziona nawykami z polski najchetniej zamknelabym sie w swojej skorupce i nie rozmawiala o tym z nikim . Ale w koncu okazalo sie , ze takie kontakty i zainteresowanie osob trzecich pomaga w chorobie . Ludzie , ktorzy wczesniej w szkole mowili mi tylko dziendobry - teraz pytali jak sie czuje ,co u mnie slychac i w czym moga nam pomoc . To bardzo mile i bardzo budujace . Dajace nowa wiare w ludzi .
W tak zwanym miedzyczasie bylismy na malej wycieczce . Troche sie odprezylam , choc nie ukrywam ze zmeczylam sie strasznie . Ale warta byla pieknych widokow . Po drodze zobaczylismy stacje benzynowa - zabytek. Nie wierzylismy wlasnym oczon , ze oni tego nie zdemontowali . No i oczywiscie musielismy to uwiecznic . Pozatym wlasciciel nadal prowadzil obok warsztat i restaurowal antyczne auta . Moj maz oczywiscie musial go o to wypytac , bo od miesiecy szuka takiego auta dla siebie . To jego nowy projekt - siedzenie miesiacami i dlubanie w takim staruszku , zeby potem wybrac sie ze mna na przejazdzke. Juz sobie wyobrazam siebie w takim aucie ....hehe .
A teraz maly powrot do wczesniejszych wpisow i musze to powiedziec - pisarko chyle czolo . Pani Grocholo - pomylilam sie i bije sie w piersi ze juz nigdy wiecej nie wypowiem sie o ksiazce zanim jej calej - powtarzam calej nie przeczytam . Fakt - poczatek byl nijaki , wrecz chwilami mialam wrazenie , ze autorka nie miala pomyslu na ksiazke i pisala ja z mysla , ze natchnienie przyjdzie z czasem . Musialam poczekac ponad 200 stron . Ale bylo warto . Budujaca opowiesc . Powinni nakrecic i ta ekranizacje . Po dwusetnej stronie przykleilam sie do ksiazki i czytalam ja prawie do drugiej w nocy . tak , byla w szpitalu i nikogo swiatlo nie razilo ;-) . Ta ksiazka jest tego warta . A moze tylko dla mnie ? Bo i ja mialam raka , bo i ja zaczynam sie starzec i niedawno dopiero odnalazlam swoja druga polowke ....... sama nie wiem. Ale polecam te ksiazke wszystkim . Houston mamy problem !!!
Ide zapalic swiece , ukroje ciasto , zaparze herbate i mam zamiar milo spedzic wieczor . I tego samego zycze wszystkim
poniedziałek, 28 stycznia 2013
Koncze z tym !!!!!
Nie ma co sie bac tytulu , po prostu koncze radioterapie juz w srode . Dzisiaj mialam ostatnia konsultacje z lekarzem , no i powiedziala mi ze mam tu wiecej nie wracac i nie pokazywac sie jej na oczy . Coz fajne pozegnanie i oby sie w dobry sposob spelnilo . Ale jak na razie to uslyszalam , ze na skorze mam poparzenia 3 stopnia, ze o powrocie do pracy to mam zapomniec na razie przynajmniej na 4 tygodnie . Dbac o siebie i planowac wakacje . Skoro tak radzi ;-) to jej poslucham . No a teraz mam troche czasu , poczytalam sobie moje ulubione blogi , zajzalam na nowe no bo to u mnie juz przerodzilo sie chyba w uzaleznienie - mam nadzieje, ze niegrozne . Wpadlam do Celi i zobaczylam tam ksiazki - kolejna moja milosc . A wsrod tytulow ,, Wiosna w Bullerbyn '' ,, Przygody Emila '' . To niesamowite , ale bedac dzieckiem uwielbialam ,, Dzieci z Bullerbyn '' . Zreszta i Pippi tez. Ten swiat pokazany w filmach - nam , dzieciom tamtej epoki - byl tak nierealny , inny , daleki...... I gdy przenioslam sie do Norwegi i zaczelam zyc normalnie jak norwedzy dopiero wtedy zrozumialam wiele z obrazow , ktore wciaz klebily sie w mojej glowie od dziecinstwa. Zreszta gdy zobaczylam w oryginale ,, Przygody Emila ''' po prostu dreszcz przeszedl mi po plecach. Wiecie , oni tak naprawde bardzo sie nie zmienili od tamtych czasow . I to jest cudowne . Nie odcieli sie od swojego dziedzictwa , od kultury - ktora zreszta wielu nam wydaje sie czasami absurdalna . Ale gdy uslyszalam w TV zawolanie ,, EEEEEEEEEEEEmil ! '' z tym ich melodyjnym akcentem to dopiero dotarlo do mnie , ile kazde z nas stracilo z dziecinstwa przez okres stalinizmu , a potem stan wojenny . Gdy teraz patrze na lalki Pippi w sklepach , calkiem inne uczucie maluje sie na mojej twarzy . I mimo , ze niedlugo stuknie mi 46 lat, ze mam wspaniale dwie wnuczki to z wielka radoscia ogladam tamte stare filmy - po raz setny - i czuje sie wspaniale.
Teraz oczywiscie repertuar moich pisarzy sie troche zmienil - bo kto nie idzie z duchem czasu ? Czytam czasami dlatego , bo inni przeczytali . Czytam - bo okladka byla fajna. Czytam - bo lubie tego autora . Czytam - bo wypada to znac. Ale kupujac ksiazki , zawsze kupujemy z mezem rozne tytuly - on swoje, ja swoje . I zdarza sie i to czesto, ze wcale sie nimi potem niewymieniamy . No chyba ze moj T. pozre wszystkie tytuly, ktore sobie sprowadzil i nie ma juz co czytac - to wtedy zapyta ,, kocie , co masz ciekawego do czytania '' . Gdyby zorganizowano wyscigi w czytaniu na czas - bylby pierwszy . A jesli chodzi o czytanie , to dawno w Polsce nie bylam. Wiec jak zamawialismy lekture to pozwolilam sobie na szczyt wygodnictwa . I wiedziona wczesniejszymi odczuciami co do autorki ( a przeczytalam tylko jej jedna ksiazke , odejzalam dwie ekranizacje heh ) , po obejzeniu jej wywiadu w TV postanowilam zaryzykowac i zamowilam ,, Houston , mamy problem ''. No i stalo sie. Musialam czekac az do 318 strony , zeby mnie poruszyla eh wrecz rozsmieszyla . To juz bylo cos. Rzadko zdaza sie ,zebym wczesniej czytala recenzje innych , zazwyczaj mam swoje zdanie i czesto jest ono rozbierzne z innymi . Ale tu chyba powinnam popelnic grzech ciekawstwa i poczytac opinie wczesniej . Boszeeeee rozpisalam sie jak wariatka, ale wybaczcie musze dokonczyc. Nie wiem, czy ktoras z Was czytala te ksiazke, ale nie bardzo podoba mi sie jezyk jakim jest napisana. Autorka na sile probuje utozsamic sie z facetami , pisze ich jezykiem, tak jakby chciala aby byli to jedymi czytelnicy . No coz, to moja opinia - ale obiecalam sobie, ze nie zajze do neta zanim jej nie skoncze. Jestem bardzo ciekawa odczuc innych czytelnikow. No to na tyle tego mojego umoralniania. Chyba jednak bylo lepiej jak pisalam pamietnik. Teraz go zaniedbuje , bo tu przelewam swoje humory . Milego wieczoru :-)
Teraz oczywiscie repertuar moich pisarzy sie troche zmienil - bo kto nie idzie z duchem czasu ? Czytam czasami dlatego , bo inni przeczytali . Czytam - bo okladka byla fajna. Czytam - bo lubie tego autora . Czytam - bo wypada to znac. Ale kupujac ksiazki , zawsze kupujemy z mezem rozne tytuly - on swoje, ja swoje . I zdarza sie i to czesto, ze wcale sie nimi potem niewymieniamy . No chyba ze moj T. pozre wszystkie tytuly, ktore sobie sprowadzil i nie ma juz co czytac - to wtedy zapyta ,, kocie , co masz ciekawego do czytania '' . Gdyby zorganizowano wyscigi w czytaniu na czas - bylby pierwszy . A jesli chodzi o czytanie , to dawno w Polsce nie bylam. Wiec jak zamawialismy lekture to pozwolilam sobie na szczyt wygodnictwa . I wiedziona wczesniejszymi odczuciami co do autorki ( a przeczytalam tylko jej jedna ksiazke , odejzalam dwie ekranizacje heh ) , po obejzeniu jej wywiadu w TV postanowilam zaryzykowac i zamowilam ,, Houston , mamy problem ''. No i stalo sie. Musialam czekac az do 318 strony , zeby mnie poruszyla eh wrecz rozsmieszyla . To juz bylo cos. Rzadko zdaza sie ,zebym wczesniej czytala recenzje innych , zazwyczaj mam swoje zdanie i czesto jest ono rozbierzne z innymi . Ale tu chyba powinnam popelnic grzech ciekawstwa i poczytac opinie wczesniej . Boszeeeee rozpisalam sie jak wariatka, ale wybaczcie musze dokonczyc. Nie wiem, czy ktoras z Was czytala te ksiazke, ale nie bardzo podoba mi sie jezyk jakim jest napisana. Autorka na sile probuje utozsamic sie z facetami , pisze ich jezykiem, tak jakby chciala aby byli to jedymi czytelnicy . No coz, to moja opinia - ale obiecalam sobie, ze nie zajze do neta zanim jej nie skoncze. Jestem bardzo ciekawa odczuc innych czytelnikow. No to na tyle tego mojego umoralniania. Chyba jednak bylo lepiej jak pisalam pamietnik. Teraz go zaniedbuje , bo tu przelewam swoje humory . Milego wieczoru :-)
sobota, 26 stycznia 2013
Szarlotka
Sobota....... nic tylko sie przytulac . Ale wiadomo , jak chlop sam w domu od dwoch miesiecy , ja wpadam tylko na weekendy i zazwyczaj leze bezsilnie na sofie to zaleglosci w domu jest co niemiara ( nie wiem jak to sie pisze - czy razem , czy osobno ) . Zmienilam posciel i wlasnie chce sie nia pochwalic . Kupilam ja on - line na Ellos.no - no i chyba jestem zadowolona. Ale obiecalam sobie , ze jak bedziemy w Polsce to kupie sobie takiego gniecionego lnu na metry i sama poszyje poszewki , posciel i zaslony . Tylko na razie nie moge tego lnu nigdzie znalezc w necie......hm.....czyzby go nie bylo ?? Zdjecia robie jakas stara cyfrowka HP wyciagnieta gdzies z dna szuflady. COrka moja bawi sie w fotoreportera , przepraszam pracuje jako fotoreporter i potrzebuje naszego aparatu. Wiec chyba nie pozostaje teraz nic innego jak kupic inny. Poszukiwania trwaja
Wstawiam tez obiecywana stara rame z naszych okien z loftstua , moj kochany tygrys ja pomalowal i przetarl . Troche malo na niej dupereli , ale niech no ja tylko wydobrzeje na calego to zaraz ja zapelnie
W oknie stanely swieczniki od podstaw wykonane przez mojego meza, a przetarte przeze mnie . Chce , zeby zrobil ich wiecej , porozstawiam po calym domu, do lazienki tez potrzebuje - tylko wyzsze . Chce je postawic obok wanny na podlodze. Oj, zdjecia straszne, jeszcze przez to ,ze u nas ciemno, slonca nie ma a ten aparat.....eh
Nie no - masakra jak na nie patrze .
Kiedys dawno temu, chyba cztery lata wstecz bylismy na wycieczce nad fjordem w Sogndal . Zatrzymalismy sie jak prawdziwi turysci zjesc kanapke przy drodze. A ze przy drodze tuz bylo zejscie do fjordu, to moj T. dojzal w nim plywajaca tuz przy brzegu galaz. Byla bielutka, wytrawiona przez wode . Cudowna. Najpierw zawisla w miszkaniu ktore wynajmowalismy jako swiecznik . No i powedrowala z nami do naszego domu . Jakos trudno jest nam rozstawac sie z rzeczami, ktore a to ciezko zdobylismy kiedys, a to cofaja nas we wspomnieniach do dobrych chwil. I tak ta biala galaz wedruje z nami i doczekala sie swojego miejsca przy kominku . Obwiesilam ja czym sie dalo w kolorach bieli i szarosci. Kocham serca , sa w naszym domu wszedzie . Sa z drewna , cynku , wikliny i gdzie sie da -w oknach, na scianach , na lozku , w holu .....hm tylko chyba w lazience ich nie ma .
W domu pachnie cudnie eplekake czyli norweski jablecznik. Na kruchym ciescie z kremem migdalowym , ktorego przepis podkradlam Jammiemu Oliverovi mojemu guru w kuchni . Mam prawie wszystkie jego ksiazki, ale ostatnio tzn. w tym tygodniu dotarla do mnie nowa ksiazka kucharska ,, Smaki z Fjallbaki '' Camilli Lackberg . Troche przez sentyment do autorki ( mamy jej wszystkie wydania polskie ) a troche z ciekawosci jak jej poszlo z przepisami. Ksiazka jest fajna, przepisy bardzo proste . Troche opowiadan o Fjallbace jej rodzinnym miescie i miescie jako glowny bohater jej kryminalow. Polecam , naprawde warto.
Dotarla tez do mnie ksiazka ze znakami typograficznymi, jestem nia zachwycona tyle w niech szablonow . Czasami warto cos kupic w ciemno
A to moj ostatni zakup, ale musze na nia troche jeszcze poczekac, pewnie ze dwa tygodnie. Mam nadzieje , ze wiele sie z niej naucze .
I to tyle na dzisiaj , ide porozpalam siwiece bo juz szaro za oknami . Za malowanie sie nie biore , bo jakos z sil opadlam . Ta robota w domu i gotowanie zabiera tyle energi ???? Wiem , wiem...... ale to juz niedlugo wroci do normy , znowu bede miec tyle werwy co wczesniej .
Milej soboty i uroczej niedzieli :-)
Wstawiam tez obiecywana stara rame z naszych okien z loftstua , moj kochany tygrys ja pomalowal i przetarl . Troche malo na niej dupereli , ale niech no ja tylko wydobrzeje na calego to zaraz ja zapelnie
W oknie stanely swieczniki od podstaw wykonane przez mojego meza, a przetarte przeze mnie . Chce , zeby zrobil ich wiecej , porozstawiam po calym domu, do lazienki tez potrzebuje - tylko wyzsze . Chce je postawic obok wanny na podlodze. Oj, zdjecia straszne, jeszcze przez to ,ze u nas ciemno, slonca nie ma a ten aparat.....eh
Nie no - masakra jak na nie patrze .
Kiedys dawno temu, chyba cztery lata wstecz bylismy na wycieczce nad fjordem w Sogndal . Zatrzymalismy sie jak prawdziwi turysci zjesc kanapke przy drodze. A ze przy drodze tuz bylo zejscie do fjordu, to moj T. dojzal w nim plywajaca tuz przy brzegu galaz. Byla bielutka, wytrawiona przez wode . Cudowna. Najpierw zawisla w miszkaniu ktore wynajmowalismy jako swiecznik . No i powedrowala z nami do naszego domu . Jakos trudno jest nam rozstawac sie z rzeczami, ktore a to ciezko zdobylismy kiedys, a to cofaja nas we wspomnieniach do dobrych chwil. I tak ta biala galaz wedruje z nami i doczekala sie swojego miejsca przy kominku . Obwiesilam ja czym sie dalo w kolorach bieli i szarosci. Kocham serca , sa w naszym domu wszedzie . Sa z drewna , cynku , wikliny i gdzie sie da -w oknach, na scianach , na lozku , w holu .....hm tylko chyba w lazience ich nie ma .
W domu pachnie cudnie eplekake czyli norweski jablecznik. Na kruchym ciescie z kremem migdalowym , ktorego przepis podkradlam Jammiemu Oliverovi mojemu guru w kuchni . Mam prawie wszystkie jego ksiazki, ale ostatnio tzn. w tym tygodniu dotarla do mnie nowa ksiazka kucharska ,, Smaki z Fjallbaki '' Camilli Lackberg . Troche przez sentyment do autorki ( mamy jej wszystkie wydania polskie ) a troche z ciekawosci jak jej poszlo z przepisami. Ksiazka jest fajna, przepisy bardzo proste . Troche opowiadan o Fjallbace jej rodzinnym miescie i miescie jako glowny bohater jej kryminalow. Polecam , naprawde warto.
Dotarla tez do mnie ksiazka ze znakami typograficznymi, jestem nia zachwycona tyle w niech szablonow . Czasami warto cos kupic w ciemno
A to moj ostatni zakup, ale musze na nia troche jeszcze poczekac, pewnie ze dwa tygodnie. Mam nadzieje , ze wiele sie z niej naucze .
I to tyle na dzisiaj , ide porozpalam siwiece bo juz szaro za oknami . Za malowanie sie nie biore , bo jakos z sil opadlam . Ta robota w domu i gotowanie zabiera tyle energi ???? Wiem , wiem...... ale to juz niedlugo wroci do normy , znowu bede miec tyle werwy co wczesniej .
Milej soboty i uroczej niedzieli :-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)